Sobota, dzień szczotki i mopa. Jak tak, to jeszcze mydło bym dodała, tylko jakoś nie rymuje mi się :(
Pamiętacie jak przed ostatnimi wakacjami miałam plan, że nauczę się robić samodzielnie mydło?
Donoszę, że nauczyłam się :) Jeah!
Rozkręciłam się dopiero pod koniec lata. Wszystko przez to, że skompletowanie sprzętu i surowców zajęło mi trochę czasu. Postanowiłam, że zgodnie z prawidłami sztuki rozdzielę naczynia i sprzęt (np blender) do mydeł od tych, w których gotuję. Trochę to trwało, zanim wszystko kupiłam. Potem przyszedł czas na surowce. Chciałam kupić od razu produkty potrzebne do kilku receptur. Okazało się, że chociaż jest wiele sklepów z surowcami do samodzielnej produkcji kosmetyków, to w żadnym nie było wszystkiego, czego potrzebowałam. Jak mieli olej, to nie było masła, jak było masło, to nie było olejków eterycznych itd, itp. W sumie zrobiłam zakupy chyba w czterech sklepach internetowych, paru stacjonarnych i mogę powiedzieć, że mam prawie wszystko czego mi potrzeba. Na jakiś czas przynajmniej :)
Zgodnie z planem pierwsze mydełko było lawendowe. I już przy pierwszym razie trochę pozmieniałam przepis. Na ile można oczywiście, bo niektóre zmiany, jak np zamiana tłuszczów mogą mieć nieprzyjemne konsekwencje. Nie miałam i nie mam barwnika kosmetycznego polecanego w przepisie, ale nie martwię się tym wcale, nawet teraz. Postanowiłam bowiem, że będę używać jak najbardziej naturalnych składników, sztuczny barwnik zastąpiłam więc ultramaryną fioletową. Cześć masy zostawiłam jasną, część zabarwiłam, do połowy części zabarwionej dodałam suszoną lawendę. Wszystko poszło gładko, albo prawie gładko, całość wlałam w to co miałam, czyli malutkie foremki silikonowe. I tym sposobem miałam pełno malutkich mydełek lawendowych.
Niestety mam tylko takie kiepskie zdjęcie, bo wszystkie mydełka rozeszły mi się na prezenty pod koniec zeszłego roku.
Skład tego mydełka to oliwa z oliwek (pomace), olej kokosowy, olej palmowy (niestety, ale o tym napiszę innym razem), masło shea, ultramaryna, naturalny olejek lawendowy.
Mydło nr dwa.
Trochę za gęsta masa z pierwszego razu nie odlała się dobrze w niektórych foremkach. Pokroiłam nieudane mydełka w kostkę i wykorzystałam w kolejnym mydle . Tym razem masa była oczywiście za rzadka, wszystko mi się wymieszało nie tak jak chciałam i powstało coś, co nazwałam Lawendowym Tornado. Skład ten sam jak wyżej. Po raz pierwszy soda ash na powierzchni.
Mydło nr trzy.
Pillingujące z kawą.
Skład to oliwa pomace, olej kokosowy, olej palmowy, masło shea, zapach kawowy (pachnący karmelkiem, a nie kawą), zmielona kawa, mleko w proszku. Kawa na dole, mleko na górze, jak należy.
Pierwszej wersji pozwoliłam się lekko zagrzać ( zgodnie z instrukcją w książce), część z mlekiem oczywiście spaliła się.
Odkroiłam i wyrzuciłam spalony kawałek, powtórzyłam z chłodzeniem przez pierwszą dobę. Mydło bylo robione z myślą o damskich udach, a jeden pan mówi, że to jedyny środek, który mu ręce domywa.
Mydło numer cztery.
Chyba najładniejsze z tych, które zrobiłam do tej pory. Nagietkowe, wg przepisu z książki Klaudyny Hebdy
Skład: masło shea, oliwa pomace, olej kokosowy, olej rycynowy, rafinowany olej palmowy, nierafinowany olej palmowy (odpowiedzialny za kolor), wosk pszczeli, płatki nagietka. Żadnych zapachów nie dodałam.
Mydło numer pieć.
Po kilku próbach byłam już odważna i zrobiłam mydło na kozim mleku. Zamrożonym oczywiście.
Tłuszcze to oliwa pomace, olej awokado, olej kokosowy, olej palmowy, Zapach to naturalny olejek lemongrass, kolor zielony to młody jęczmień zamiast sztucznego barwnika. Znowu soda ash.
Na dzisiaj wystarczy. Będzie ciąg dalszy :)
Dodam tylko, że wszystkie mydła robiłam metodą na zimno z wykorzystaniem ługu sodowego. Na razie nie tworzę swoich przepisów. Postanowiłam, że będę uczyć się na tych sprawdzonych z książek albo internetu. Jak nabiorę wprawy, to zacznę sama opracowywać receptury.
Najgorsze, że nie widzę odwrotu od tego hobby. Po zainteresowaniu się tematem i tylko lekkim zgłębieniu zagadnienia składów kosmetyków, nie kupię już gotowego produktu w typowej drogerii. Wiem, co jest, a przede wszystkim czego nie ma we własnym mydle, wiem jak działają na skórę. Na szczęście szybciej robię mydła niż zużywam, wiec braki mi nie grożą.
Pozdrawiam, zmydlona Iza.
:)