"Fajny film widziałam".
Byłam w kinie na filmie "Everest - poza krańcem świata", dokumencie o zdobyciu Everestu. Część fabularna przeplata się z archiwalnymi filmami i zdjęciami. Czasem nie zauważa się przejścia jednej części w drugą, a widoki, jak to się mówi, zapierają dech w piersi. Na takie filmy trzeba "szybko chodzić", bo niestety szybko z kin znikają. Gorąco polecam wszystkim, którzy lubią góry.
Efekt filmu jest taki, że nic nie szyję, nie haftuję, nie fotografuję, bo mam chwilową obsesję. Namiętnie czytam wszystko o Evereście co mi wpadnie w ręce, obejrzałam na You Tube prawie wszystkie filmy dokumentalne na temat wypraw, przeczytałam prawie wszystkie wywiady i artykuły jakie znalazłam w sieci na temat Himalaizmu. Nie będę ich tu oczywiście streszczać, kto chętny, sam znajdzie.
Sama kiedyś doszłam, a właściwie ledwo doczłapałam do bazy pod Everestem. Choćby mi dopłacano, dalej bym nie poszła. Tym bardziej podziwiam tych, którzy dają radę, chociaż kontrowersji jest we wspinaczce sporo, a w komercyjnych wyprawach jeszcze więcej.
Na koniec moje zdjęcie, "takie tam, z Everestem":
Kolejny efekt filmu jest taki, że bardzo mi się zechciało gdzieś ruszyć. Choćby w Beskid Niski :)
Pozdrawiam, Iza.
3 komentarze:
Obsesja ciekawa,...dla mnie imponujące jest miejsce do którego dotarłaś "taki Twój mały, wielki Everest".
Ja też teraz mam parę obsesji, które pożerają czas, ale dobrze mi z tym.
I nie było momentów?!
:D
Ja też chcę w góry!!!
Nie było :)
A góry ciągle wzywaja!
Prześlij komentarz