Pierwsze śliwki robaczywki. Pierwsze koty za płoty... Dzisiaj piszę z dużą nieśmiałością :)
Nie miałam żadnych konkretnych planów na plenerze. Chciałam sobie polepić, poszkliwić, zobaczyć co wyjdzie, poczuć o co w tym wszystkim chodzi. Wiedziałam tylko, ze będę robić rzeczy małe, bo takie lubię.
Zaczęłam od guziczków:
Potem potwierdziło się, że potrzeba jest jednak matką wynalazku. Porankami lubiłam sobie bowiem posiedzieć na tarasie przy kawie i drutach. Okazało się, ze potrzebny mi przycisk do papieru, wiatr mi karki ze wzorem zwiewał. Tak powstały gruszki pieczone. Gruszki jako przyciski tylko dlatego, że bardzo lubię te owoce :)
Zawsze chciałam mieć specjalną miskę na kłębek. Zrobiłam więc sobie taką, niestety szkliwo trochę mi rozcięcie na nitkę zalało. Nic to, uczymy się na błędach. Następna mam nadzieję wyjdzie lepiej.
A to są prace czysto ćwiczebne, kafel domek i mała miseczka:
Reszta albo mi popękała, albo jeszcze czeka na szkliwienie. Jeszcze ocean ćwiczeń i wiedzy przede mną. Jeśli mi nie przejdzie, to całe życie nauki ceramiki mnie czeka :)
Koleżankom z pleneru cudne prace powychodziły. Niestety nie udało mi się ich sfotografować po szkliwieniu, wtedy już wszyscy szybko sie pakowali. Następnym razem będę bardzo czujna i szybka!
Pozdrawiam, Iza.