28 gru 2013

Jak pakowałam prezenty.

Teraz już mogę pokazać jak w tym roku opakowałam prezenty. Wcześniej nie wypadało z oczywistych względów, miały być przecież niespodzianką, nie chciałam nic sugerować bliskim.

Nie ma to jak stempelki! Nic mi  tak nie poprawia mi humoru jak od czasu do czasu ostemplować co się da! W tym roku ozdobiłam nimi prezenty, wychodzi to całkiem ekologicznie - wystarczy tylko mieć szary papier,  sznurek i trochę zieleniny, etykiety już nie będą potrzebne.














Efekt był taki:









Gdybym dawała prezenty na miejscu, może ozdobiłabym je jeszcze zielonymi wiązankami  w "3D" , na wynos i do transportu lepiej sprawdziła się płaska  tuja. 
Tak patrzę i wychodzi mi, że w podobnym stylu był kalendarz adwentowy u Niedzielki ,  razem by wszystko ładnie wyglądało. Raczej na pewno zrobię kiedyś taki kalendarz :)


Jeszcze pochwalę się, jak wyglądają moje pierniczki, na które niedawno dawałam przepis:






A że sezon świąteczny ciągle trwa,  nie mogę się powstrzymać, żeby nie pokazać moich ulubionych ostatnio chłopaków we właśnie takim "wydaniu":





I jeszcze o tym, jak największego agnostyka można zagiąć trafionym prezentem. Jak ja bym dostała takie coś jak dr Cooper, też bym usiadła z wrażenia. Mam dużo wspólnego z tymi geekami, chyba dlatego tak ich lubię :)





Pozdrawiam  i jeszcze zapytam, dlaczego w Polsce na brązowy papier mówimy szary papier? Pytanie dobre dla doktora Sheldona ;)
"Live long and prosper" , Iza :)




24 gru 2013

Ślę Wam życzenia!



Życzę Wam wszystkim Wesołych Świąt i serdecznie dziękuję za odwiedziny w moim małym światku!
Iza.




22 gru 2013

Moje pierniczki czyli szwedzkie ciasteczka Pepparkakor.

Dwadzieścia lat temu przywiozłam ze Szwecji przepis na korzenne ciasteczka Pepparkakor. I tak od dwudziestu lat co roku piekę je w ilościach hurtowych. Przepis nie jest idealny, ale da się go okiełznać i dzisiaj się z Wami nim podzielę.


Najlepiej będzie, jeśli zaopatrzycie się w Ikea w specjalne miarki. Jeśli ich nie będziecie miały, nie ma problemu, wszystko uda się i tak.
W przepisie mamy bowiem takie miary: 
-1dl, czyli decylitr, czyli 1/10 litra, czyli największa miarka
-matsked czyli  msk, czyli duża łyżka, czyli 15 ml
-tesked, czyli tsk, czyli mała łyżeczka, czyli 5 ml





Na marginesie, podziwiam tu Szwedów za ich akuratność. Łyżka łyżce nierówna przecież, u nich prawie  wszystkie przepisy są na te miarki i wszystko jest jasne.

Ciasteczka robimy tak:
 -300g margaryny miękkiej utrzeć z 3dl cukru ( ja używam masła, nie ufam tłuszczom utwardzanym )

 -dodać 3/4 dl płynnego miodu, 2 całe jajka, dalej ucierać

   3/4 decylitra jest tuż pod krawędzią miarki - duża kreska około 1,5 cm od   brzegu wyznacza 1/2
   Nic się nie stanie, jak dacie po prostu 1dl.
   Najlepszy jest ciemny miód, ale może być jakikolwiek macie.

 - następnie dodać 1 msk, czyli łyżkę sody,

 - 6tsk czyli  6 łyżeczek przyprawy do pierników

 - można dodać łyżeczkę albo dwie ciemnego  kakao, bo ciasteczka są dość blade z natury

 - 1 litr ( 600g mąki ) i mieszać. Mąkę dodawać stopniowo.

Tutaj jest najsłabsze ogniwo w tym przepisie. Tej mąki jest moim zdaniem zdecydowanie za mało.Trzeba jej dodać znacznie więcej, ale to już robimy na wyczucie. Ciasto jest po prostu bardzo kleiste i dajemy mąki tyle, aż zaczniemy się od niego odklejać :)
  

Zagniecione ciasto na minimum dobę wstawiamy pod przykryciem do lodówki.
Ciasteczka pieczemy  ok 5 - 6 minut w temperaturze 200 stopni  ( z termoobiegiem 180 stopni ).
Trzeba być bardzo czujnym, bo pieką się bardzo szybko.

Ciasto na początku trudno się wałkuje, trzeba je mocno podsypywać mąką i wałkować raczej małe kawałki. 
Mnie najładniej wychodzą ciasteczka malutkie, takie na jedno klapniecie zębów, ale roboty przy tym co niemiara! Duże też ładnie wyglądają i wędrują na choinkę. Jak damy dużo więcej mąki to i domek z piernika da się z tego ciasta zrobić :)




Oczywiście można dekorować pierniczki lukrem i czym się da. Ja tego zwykle nie robię, bo i tak są smaczne, łudzę się też, że tak będzie trochę  bardziej dietetyczne. No i po prostu za późno się  za wszystko biorę :)
Największa zaletą przepisu  jest  nie tylko to, że ciasteczka są bardzo dobre, ale że  można je jeść od razu. Nie łamią zębów, wręcz przeciwnie, są bardzo kruche.

Smacznego!



21 gru 2013

Grzybobranie.

Obrodziło u mnie w tym roku w muchomorki!  Moje małe zakręcenie na ich punkcie jest Wam zapewne  znane :)
Jakie bombki ostatnio kupiłam? Oto one:




















Teraz trzeba polecieć po choinkę :)
Miłej zabawy z ubieraniem drzewka, pozdrawiam, Iza :)

PS:
Odpowiadając z góry na ewentualne zapytania, informuję, że muchomorki czerwono - złote są ze sklepu  "Home&You", czerwono - srebrne z hipermaketu Leclerk, a "baby" muchomorki z Cepelii, ale sprzed roku.


12 gru 2013

Prawie mam dwa koty :)

Prawie mam dwa koty, a właściwie kotki. Prawie mam, a nie prawie dwa koty, bo by wyszła jakaś makabreska. 
Koteczka sąsiadów polubiła bywać u nas: nauczyła się  latem wchodzić do mieszkania, jadać i sypiać. Czasem się zdrzemnie za dnia, czasem spędzi prawie całą noc. Jest po przejściach - była wzięta ze schroniska na Paluchu, potem jej właściciele niestety odeszli po długiej  chorobie, potem została przygarnięta przez drugich sąsiadów. 
Jakoś polubiła mnie i moja kotkę. Lubi u nas jadać. Muszę pogadać z właścicielami, że stołuje się na mieście.  Nie żałuję jej, ale trzeba uważać i koteczki nie spaść po prostu! Może nie lubi papierosów? Niestety śmierdzi jak stara papierośnica! :( 
Koteczka jest bardzo grzeczna, łagodna, miła i  śmiała. W przeciwieństwie do mojego małego strachulca - moja kotka jest bardzo płochliwa, czasem prycha na koleżankę i ucieka. Czasem jednak następuje coś w rodzaju stanu constans i koteczki śpią sobie w jednym pomieszczeniu.

Prawie moja koteczka wygląda tak, tutaj ją zastałam na stercie rzeczy do prasowania:





7 gru 2013

Taki tam drobiazg :)

Jak tam świąteczna atmosfera? Czujecie już? Ja tak!

Dziś pokażę kolejny drobiazg haftowany, serduszko na choinkę z żonglującym  bałwankiem:





Życzę miłej niedzieli, Iza :)

2 gru 2013

Listopad, podsumowanie.

Czas podsumować  listopad :)
Zawsze mnie  zadziwiały polskie nazwy miesięcy, które, z paroma wyjątkami, nie pochodzą z łaciny, ale są zainspirowane przyrodą.Weźmy taki listopad. Ledwo sie zaczął, w pierwszy już weekend liści na drzewach nie było. A sesja Haruni była tylko dwa tygodnie wcześniej,  jesienią w pełnej krasie.
Oswajam tę  ponurą porę spacerami, staram się być jak najwięcej poza domem. Troche pomaga, ale te ciemności nie dla mnie, czekam na światło, odliczam dni   do przesilenia zimowego. Jeszcze tylko trzy tygodnie!
Trochę zdjęć z Kampinosu w listopadzie:

















Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
 
design by suckmylolly.com