Na Lawendowym Polu byłam na Wiejskich Warsztatach Alchemicznych.
Warsztaty zaiste wiejskie i alchemiczne.
Była na nich i muzyka:
i spacer po lesie z podglądaniem ptaków, rozmowami o ziołach i krótki kurs produkcji wina:
Jechałam na Warsztaty z nastawieniem, że poznam kilka receptur na naturalne kosmetyki - kremy. Tak było, ale nie tylko tego alchemia dotyczyła. Odebrałam warsztaty bardziej holistycznie - było i o życiu na wsi, o ekologii, o zdrowym jedzeniu, o naszej świadomości i wpływie na środowisko. Te kremy to tylko cześć całości. Jeśli ktoś podchodzi do warsztatów zadaniowo, to może się rozczarować. Taniej będzie kupić jakiś podręcznik samodzielnego produkowania kosmetyków. Wiem, bo sama ten temat ostatni zgłębiałam i parę ciekawych pozycji na Amazonie znalazłam.
Jeśli jednak chcecie poczuć klimat miejsca, myślicie o przeniesieniu się na wieś lub już to zrobiliście, jesteście świadomi ekologicznie lub chcecie tacy być, to jest to miejsce dla Was. Chcecie zobaczyć jak w Polsce uprawiać lawendę? Też miejsce dla Was.
Kilka zdjęć z warsztatów tworzenia kremów:
Ważną częścią pobytu były dla mnie warsztaty kulinarne. Ja jestem akurat mocno zakręcona na punkcie zdrowego jedzenia i jego wpływie na zdrowie.( W ogóle jestem zakręcona ekologicznie. Musiałabym chyba jednak drugiego bloga założyć, żeby moje inne pasje pokazać. Na razie spróbuję na tym blogu czasem trochę treści eko od czasu do czasu przemycić ;) )
Kuchnia w Lawendowym Polu jest wegetariańska, a Warsztaty Kulinarne prowadził kucharz, który mówił, że nie jest kucharzem :) Ważne, że jest entuzjastą gotowania i zdrowej kuchni! Tutaj go znajdziecie na FB :)
Cieszę się też, że trafiła mi się świetna grupa kobiet, z którymi spędziłam ten czas. Mam wrażenie, ze tematyka warsztatów ściągnęła osoby podobnie myślące, poszukujące tych samych rzeczy, realizujące w innych miejscach Polski podobne pomysły co Asia. Atmosfera była więc udana, a wzajemna życzliwość łagodziła trudy przebywania w dużej grupie.
Konkretnie: było nas aż dwadzieścia. To sporo, ale wszystko zadziałało jak należy. Część dziewczyn musiała jednak nocować w sąsiednich gospodarstwach. Ja mieszkałam w Lawendowym Polu i cieszę się bardzo, bo atmosfera tego miejsca jest jednak niepowtarzalna.
Mam nadzieję, ze moja relacja pomoże chętnym podjąć w przyszłości podjąć decyzję, czy warto Wam pojechać na Lawendowe Pole. Ja nie żałuję!
6 komentarze:
Wszystko to piękne i relacja wspaniała. Ale ta grupa dwudziestoosobowa chyba dla mnie nie do połknięcia...
Ale naprawdę było fajnie i się tej ilości nie odczuwało. Fajne kobitki były!
I dlatego napisałam tę relację - żebyście wiedziały, czy Wam to pasuje.
I dziękuję Ci za to :)
Brałam udział w różnych kursach wyjazdowych i sprawdziłam, że ja potrzebuję uwagi :))) Może tępa jestem, a może zazdrosna :D Sama też prowadziłam kurs frywolitki i zrozumiałam, że najpiękniej jest wtedy, gdy swoją uwagę poświęca się góra trzem do pięciu osobom. A w kursie koronki klockowej brałam udział solo i to mi najbardziej pasowało. Każdy jest inny, każdy ma jakieś oczekiwania związane z takim wyjazdem.
Zdjęcia jak zwykle cudne zrobiłaś. Z przyjemnością obejrzałam, jak wszystko wyglądało. Miejsce naprawdę urzekające!
Pozdrawiam serdecznie, żeby nie napisać: gorąco :D
Ciekawa jest Twoja relacja i ładne zdjęcia.
Jeśli nadarzy się okazja to z chęcią tam pojadę.
Fajna relacja i na pewno wspaniale spedzony czas, i juz sobie wyobrazam jak tam lawenda pachnie:)
Prześlij komentarz